Wiktor
Tetmajer był wysokim mężczyzną o szerokich ramionach i stalowych oczach, w
których gdy się uśmiechał gościły drobinki jakby brokatu nadające jego
spojrzeniu niezwykły i pociągający blask. Podobnie było z dołeczkami w jego
policzkach, które większość kobiet uważała za urokliwe i niezwykle mu pasujące.
Niestety po latach, gdy uśmiech już nie gościł tak często na jego twarzy
dołeczki te zostały przykryte lekkim zarostem okalającym jego policzki po same
baki. To jednak nie odebrało mu uroku, zamieniło jedynie chłopięcy i łobuzerski
wyraz jego twarzy na bardziej męski i pewny siebie.
Wiktor był
niegdyś szczęśliwy, a u jego boku stała piękna, choć nie idealna kobieta, którą
bardzo mocno kochał. Niestety zły los, albo być może przeznaczenie odebrało mu
miłość jego życia w wypadku samochodowym, a on sam z dnia na dzień, w ułamku
jednej sekundy przestał być mężem, a stał się wdowcem. I to nie byle jakim
wdowcem, bo także samotnym ojcem z trójką małych dzieci.
Pociechami
pana Tetmajera było dwóch uroczych i żywiołowych chłopców, oraz jedna córka,
która była znacznie spokojniejsza od swoich braci, ale za to była też straszną
beksą, mazgają i marudą. Najstarszy z rodzeństwa – Aleks, gdy zmarła matka miał
zaledwie siedem lat, jego brat – Feliks był nieco ponad rok młodszy, a mała
Laura miała trzy latka i to ona najmniej rozumiała sytuacje, oraz tragedie jaka
miała miejsce w ich rodzinie.
Tetmajer nie
był typem „przyłóż do rany”, od zawsze miał swoje zasady, takie jak
obowiązkowość, prawdomówność i samodyscyplina. Wiktor zawsze starał się
przestrzegać tych trzech zasad i jak nietrudno się domyślić od swoich dzieci
wymagał dokładnie tego samego. Jednak, gdy jeszcze żona Wiktora Tetmajera żyła,
to głównie ona zajmowała się domowymi obowiązkami, jak i ich potomstwem.
Dlatego kiedy mężczyźnie przyszło się w pojedynkę zmierzyć z tercetem
rozwrzeszczanych, rozbieganych i nieposłusznych dzieci, a do tego dochodziły
jeszcze typowe zajęcia dnia codziennego, takie jak praca zarobkowa poza domem i
praca w domu szybko pojął, że bez tak zwanej „domowej dyscypliny” się nie
obejdzie. Oczywiście mężczyzna nie był typem kata i sadysty, ale wyznawał, że
ojcowie swoje dzieci, a mężczyźni swoje kobiety powinni trzymać w ryzach i gdy
nadejdzie taka potrzeba mieć ciężką rękę i nie zawahać się jej użyć.
Początki
surowego wychowania w domu Tetmajerów zaczęły się latem. To właśnie wtedy
Wiktor poprosił pracodawce o słusznie należny mu urlop i postanowił odciążyć
matkę swojej zmarłej żony i samodzielnie zająć się dziećmi. Mężczyzna
potrzebował też tego czasu odpoczynku i bycia tylko z rodziną by pogodzić się z
losem jaki go spotkał. Dlatego w pewien piątek w asyście swoich pociech zniósł
kilka kartonów do samochodu, usadowił dzieci w fotelach i przypiął pasami
bezpieczeństwa, a następnie ruszył na wieś do swojej siostry.
Droga
niezwykle się dłużyła, zwłaszcza dzieciakom. Sześcioletni Feliks oparł swoją
głowę na bocznej szybie i zaczął kręcić na palcu gumę do żucia, a Aleks robiąc
z gumy balony wystukiwał rytm piosenki płynącej z głośników. Niespodziewanie
Feliks wyprowadził cios z otwartej dłoni w kierunku swojego blondwłosego i o
rok starszego braciszka. W efekcie guma przykleiła się niemal do całej twarzy
chłopca, nie omijając ani nosa ani nawet brwi. Brunecik zaśmiał się wesoło
wskazując palcem na Aleksa, podczas gdy ten usiłował zebrać gumę ze swojej
twarzy i przykleić ją na facjatę brata.
– Chłopaki
uspokójcie się – zwrócił im uwagę ojciec jednocześnie obserwując w bocznym
lusterku czy może zmienić pas ruchu.
Wiktor ledwie
wykonał ten manewr, a jego synowie zaczęli od nowa swoją potyczkę,
przeradzającą się już pomału w prawdziwą bójkę. Obudzili nawet Laurę, która
sprytnie wypięła się z fotelika i zaczęła spacerować po tylnym siedzeniu,
wchodząc przy okazji na swoich braci i szarpiąc ich za koszulki oraz włosy. Nie
wiadomo czy trzyletnia dziewczynka chciała by jej bracia przestali się bić, czy
po prostu chciała dołączyć do ich rozgrywki i także stanąć do walki.
Wiktor widząc,
że sytuacja wymknęła się spod kontroli wykorzystał moment iż stoi w korku.
Usiadł półbokiem i zerknął na swoje pociechy, które już nie tarzały się na
tylnych siedzeniach, ale pod nimi.
– Możecie
przestać – zaczął cicho i niezwykle spokojnie. Szybko jednak utracił swoją
cierpliwość i sięgnął dłonią po jednego z synów. Ścisnął chłopca za rękę i
powtórzył uniesionym tonem. – Macie przestać!
Aleks nadal
miał pozostałości gumy na swojej twarzy, a Feliks jej drugą część wplątaną w
ciemne, lekko kręcone włosy. Oboje patrzyli na ojca szeroko otwartymi oczami.
– Natychmiast
macie się uspokoić i wrócić na swoje miejsca. Laura też.
– Laula tez –
powtórzyła po nim dziewczynka uśmiechając się uroczo.
Niespodziewanie
ktoś zatrąbił na Tetmajera więc ten ruszył do przodu niezwykle powoli, gdyż
najpierw czekał aż jego dzieciaki zapną pasy bezpieczeństwa. Kiedy już to
nastąpiło rozpoczął od ostrej reprymendy, a słowa ubrał w mało poetycki
nastrój:
– W
samochodzie siedzi się na dupach, ma się zapięte pasy i dopóki samochód się nie
zatrzyma to nie wolno się odpinać. Nie wolno też hałasować, popychać się,
zaczepiać drugiej osoby, ani nic z tych rzeczy robić. Jasne załogo?
– Może –
burknął Feliks.
– Eche –
zawtórował mu Aleks.
Jedynie mała
Laura powiedziała „jaśnie” a potem ponownie zaczęła wypinać się z fotelika
samochodowego, z zabezpieczeń, które wcześniej zapiął jej jasnowłosy braciszek.
– Laura ja
widzę co ty robisz! – podniósł ton Wiktor. Uczynił to w momencie, gdy właśnie
Feliks będąc zajęty wybieraniem gumy ze swoich włosów nie zauważył, że Aleks
wyjął swoją gumę z ust. Zorientował się dopiero, gdy ta guma wylądowała na jego
policzku.
Wiktor
zacisnął zęby tak mocno, że aż żyłki zdenerwowania pojawiły się na jego twarzy.
– Cała trójka
dostanie lanie zaraz po tym jak dojedziemy na miejsce za nieodpowiednie
zachowanie podczas podróży, a przy pierwszym lesie zatrzymamy się po to byście
dostali profilaktycznie, na tyle mocno by całą drogę ryczeć, smarkać w
chusteczki i nie mieć czasu na głupie zabawy.
Aleks nieco
przestraszył się tej groźby, gdyż wiedział, że ojciec jak już coś zapowiada to
zawsze dotrzymuje słowa i nigdy nie rezygnuje. Co prawda chłopiec nie poznał
jeszcze smaku lania, bo zazwyczaj kończyło się na kilku klapsach wymierzonych
na szybko dla tak zwanego „uspokojenia się”, ale pomimo tego i tak odczuwał
strach i to na tyle silny by wić się plecami w oparcie fotela i zamilknąć.
Feliks był
zupełnie innego usposobienia niż jego starszy brat, dlatego niemal od razu
zaprotestował:
– Ale to nie
ja!
– Nie krzycz –
pouczył go mężczyzna.
– Ale kiedy to
on mi na twarzy...
– Powiedziałem
nie krzycz – znacznie ostrzej rozkazał ojciec swojemu dziecku.
– Nie! –
wrzasnął ciemnowłosy chłopczyk i dla zaakcentowania mocy swojego słowa kopnął w
tył przedniego fotela, na szczęście tego pustego, więc nie utrudniło to ani
trochę prowadzenia samochodu.
– Na dupie
jutro to sobie dziecko nie posiedzisz – zabrzmiał surowo Wiktor, ciesząc się,
że właśnie wyjeżdżał z miasta i miał już za sobą tereny zabudowane. Teraz
rozciągała się przed nim już tylko niemal pusta droga i lasy po obydwóch
stronach. Szybko znalazł zjazd, skręcił, wjechał głębiej w gąszcz drzew i
opuścił samochód.
– Ja byłem już
grzeczny – usiłował wybronić się siedmiolatek, ale jego ojciec zdawał się być
nieubłagany.
Wiktor obszedł
maskę samochodu, otworzył drzwi po stronie Feliksa i nakazał chłopakom wysiąść,
a Laurę zostawić w foteliku. Młodszy syn ani trochę nie pałał entuzjazmem na
słowa ojca, a nawet wzniecał się w nim bunt.
– Nie! –
wrzasnął, gdy zniecierpliwiony tata wyciągał go z samochodu.
Wiktor
sprawnym ruchem obrócił chłopca tyłem do siebie i pchnął tak, że jego małe i
drobne ciałko wylądowało na tylnym siedzeniu, podczas gdy stopami w zielonych
trampkach dotykał ziemi.
Pierwszy klaps
był raczej tylko i wyłącznie testowym. Nie bolał znacznie, a ojciec wymierzając
go miał jedynie na celu sprawdzenie czy w takiej pozycji wygodnie jest mu
karcić syna. Było perfekcyjnie. Dlatego też drugie uderzenie wymierzone dużą,
męską dłonią w drobną pupkę dziecka okrytą dresowymi, śliskimi spodniami było
już pewniejsze, a trzecie spadło na pośladki chłopca z całą zaciętością.
– Ała! –
wrzasnął sześciolatek, ale na nic mu się to zdało. Nie nastała nawet krótka przerwa
i uderzenia raz po raz dosięgały dzieciaka powodując tym samym ból na zbijanym
do czerwoności ciałku i łzy bólu spływające z niebieskich oczu.
Aleks siedział
wciąż na środku siedzeń i patrzył na to jak ojciec każe jego młodszego brata, a
mała Laura chyba postanowiła połączyć się z nim nawet w bólu, bo płakała wraz z
nim. Choć może małą dziewczynkę po prosty wystraszyły huki uderzeń.
Wiktor nie
należał do słabeuszy, ale w uderzenia nie wkładał nawet jednej trzeciej swojej
siły. Oczywiście mógł strzelić chłopcu trzy naprawdę silne klapsy i na tym
zakończyć, ale on chciał by ta kara trwała dłużej. Na tyle długo aby jego synek
zdążył się z nią pogodzić i nauczył ją przyjmować. Zamierzał go złamać.
Podczas
wymierzania tych klapsów Feliks kilka razy usiłował się zasłonić, ale duża dłoń
ojca pewnie spoczywająca na jego plecach nie dawała mu możliwości by się unieść
i zakryć obolałe i już nieco napuchnięte pośladki swoimi małymi dłońmi.
– Ała, to mnie
boli! – wrzeszczał wniebogłosy jednocześnie szlochając.
Wiktor na
moment zaprzestał wykonywać karę, chwycił chłopca za ramiona i wyciągnął go z
samochodu stawiając przed sobą. Przykucnął i bez ceregieli wsunął palce za
gumkę spodni syna. Spuścił je niemal po same kostki, a następnie ponownie
odwrócił dzieciaka tyłem do siebie. Feliks ciągle płacząc i pociągając nosem
zakrywał zbite pośladki okryte teraz już tylko niebieskimi slipkami z czerwonym
traktorem na tylnej części.
– Zabierz ręce
– polecił ojciec synowi i nie czekając na reakcje chłopca sam pochwycił go za
nadgarstki i zsunął majteczki do połowy ud.
Wiktor
przyjrzał się uważnie lekko zaczerwienionym
pośladkom syna i stwierdził na głos:
– Lekko różowy
tyłek masz, a już wrzeszczysz jakby cię ktoś zarzynał. – Wstał na równe nogi,
przez chwilę się wyprostował, potem pochylił. W lewej dłoni uwięził oba
nadgarstki syna i przytrzymał nad głową chłopca, a prawą wyprowadził trzy
naprawdę mocne uderzenia. – Podciągnij gatki i spodnie – warknął.
Feliks niemal
zanosząc się od płaczu wykonał polecenie w ekspresowym tempie, a potem zaczął
pocierać obolałą pupcie licząc, że to przyniesie choćby chwilową ulgę.
Wiktor w tym
czasie spojrzał pewnie i surowo na starszego syna, przywołał go palcem do
siebie, a następnie wskazał miejsce przed sobą. Aleks z ociąganiem ale wysiadł
z samochodu. Zerknął jeszcze na ryczącego z bólu brata i sam ze łzami stojącymi
w oczach stanął przed obliczem ojca.
Tym razem
mężczyzna był znacznie łagodniejszy, bo starszy syn zarobił od niego ledwie
pięć klapsów na spodnie bez zbędnych ceregieli obnażania. Wykonując tę karę
podobnie jak w przypadku Feliksa trzymał dłonie chłopca nad jego głową.
– Wiem, że
boli, ale kara właśnie taka musi być. Musi boleć – przemówił bez ni cienia współczucia
w głosie. Przykucnął przed płaczącym Aleksem i wskazał palcem na niewielkie
młode drzewka posadzone nieopodal. – Pójdziesz tam i urwiesz kilka rózg, ładnie
je pozbawisz liści i odrostów. Jak zajedziemy do ciotki oboje poznacie na
własnych tyłkach co to znaczy lanie. I od dzisiaj będzie dyscyplina i to taka
dyscyplina, że będziecie chodzić jak w zegarku.
Aleks na słowa
ojca zareagował niepohamowanym płaczem, ale nawet to nie wzbudziło w mężczyźnie
litości. Więc chłopiec czując, że nie ma żadnego wyjścia ruszył we wskazanym
kierunku i sięgnął do pierwszej gałązki.
– Feliks, a ty
do samochodu! – warknął tata na młodszego syna.
Wiktor obszedł
samochód tym razem od strony bagażnika i wyciągnął z fotelika lekko płaczącą,
trzyletnią Laurę. Można śmiało powiedzieć, że do córki miał o wiele więcej
cierpliwości i serca niż do synów, i gdyby nie to, że obiecał lanie całej
trójcę to jasnowłosej dziewczynce by darował, ale słowo było dla niego rzeczą
świętą, dlatego strzelił małej trzy klapsy, które z pewnością odczuła i
ponownie zapakował ją do samochodu.
– Aleks,
narwałeś? – zapytał otwierając już drzwi z zamiarem ponownego znalezienia się
przed kierownicą.
– Tak, ale
trzeba oskubać – poinformował siedmiolatek bardzo niewyraźnie, bo poprzez łzy.
– Nie szkodzi,
wsiadaj już do samochodu. Rózgi przygotujecie sami przed samą chłostą, a ja po
drodze się jeszcze zastanowię czy wam czasem przed samym wymierzaniem lania
tyłków zimną wodą nie zmoczyć. Wtedy byście dopiero te rózgi na swoich dupach
poczuli jak należy – chciał ich jeszcze nastraszyć i odniósł zamierzony skutek
bo cała trójka zaczęła wyć jak bobry i słać przeróżne prośby oraz obietnice. –
Cisza – warknął i wyciągnął dłoń do tyłu by przejąć rózgi od Aleksa. Patyczków
było aż siedem.
Wiktor
umiejscowił rózgi na przednim siedzeniu pasażera, które od czasu śmierci jego
żony było nieustannie puste. Zerknął jeszcze na płaczące dzieciaki czy zapięły
pasy i zaczął wycofywać z lasu na drogę. Podał też do tyłu paczkę chusteczek i
zrobił głośniej muzykę aby móc skoncentrować się na drodze, a nie na zawodzeniu
swoich pociech.
Wyjaśnienie:
Jest to
fragment z części pierwszej. Cała część nosi tytuł "Lato".
Więcej
informacji już wkrótce.
Zapowiada sie ciekawie czekam na dalsze części
OdpowiedzUsuńBardzo dobrze się zapowiada, fajne opowiadanie :)
OdpowiedzUsuńZapraszamy na Nasz blog
38 years old Research Assistant III Margit Ruddiman, hailing from Courtenay enjoys watching movies like "Charlie, the Lonesome Cougar" and Mycology. Took a trip to Chhatrapati Shivaji Terminus (formerly Victoria Terminus) and drives a Ferrari 275 GTB/4. moj blog
OdpowiedzUsuńdobry adwokat sprawy rodzinne rzeszow
OdpowiedzUsuń