Cała czwórka
zjawiła się na wsi. Była to typowa, nieunowocześniona gospodarka. Taka z dużym
podwórkiem i niedużą, parterową, drewnianą chatą z poddaszem. Był oczywiście
też drewniany garaż, stajnia i obora, a za domem rozciągało się duże pole pełne
posiane różnymi warzywami, owocami i pszenicą. Jednym słowem – istny raj dla
dzieci, gdzie mogłyby się wybrudzić, popodziwiać zwierzęta hodowlane, wspinać
na drzewa i kąpać w pobliskim stawie. Jednak zanim cała trójka mogła wyjść na
podwórko najpierw musiała otrzymać obiecane przez ojca lanie.
Wiktor
Tetmajer zazwyczaj był słownym i konsekwentnym człowiekiem. Należał do tych,
którzy jak raz coś postanowią lub zapowiedzą, to zdania nie zmienią. Tym razem
jednak okazał się być takim nie do końca. Postanowił darować najmłodszemu
dziecku karę, gdyż Laura miała dopiero trzy latka i nie do końca wszystko
rozumiała. Uznał, że co innego dać jej spontanicznego klapsa w pupę, a co
innego tłumaczyć za co dostaje, nakazać się rozebrać, podać narzędzie potrzebne
do wymierzania kary i ułożyć w pozycji na tyle dogodnej, by móc skroić jej
siedzenie. Dlatego też zaraz po opuszczeniu samochodu Laura zajęła się zabawą w
piaskownicy wraz ze swoim o rok starszym kuzynem. Mały Jaś miał na sobie
czerwone spodenki i czapeczkę w takim samym kolorze. Nie miał koszulki, a jego
drobne ciałko całe pokryte było brudem. Dzieciak od rana bawił się na podwórku
piaskiem i wodą, tak więc nie było się co dziwić, że obecnie był w takim
stanie.